Ale cały czas jestem tu myslami ;) ostatnio bylo mniej o biodrach a wiecej smętów ;) zastanawiam sie nad porzuceniem bloga..
W sierpniu mam kontrolę w Otwocku i dowiem się w jakiej kondycji jest operowane biodro. Dziś odczuwam go znacznie mocniej.. chyba zmiana pogody...
Ostatnio wyczulam zgrubienie w połowie blizny. Nie wiem czy powinnam sie niepokoić.. mam zamiar to skontrolowac. Lewe biodro fika koziołki ;) Profesor dobrze powiedzial, ze lewe przeżyje prawe i da sie to odczuc :) czuje znaczne pogorszenie... czasem bol przypomina historię sprzed operacji.. musze zrobic MR i RTG. Zobaczymy co w trawie piszczy :)
6 lat temu wyjmowalam srubki z biodra ;) ale ten czas leci... ciekawe czy siostra Hania jeszcze pracuje ;)
Dziś ciężki dzień dla wielu osób...
Każdy kiedyś doświadczył straty kogoś bliskiego, przyjaciela, członka rodziny...
Nic i nikt nie zapełni tej pustki.. czas nie leczy ran tylko pozwala nam się oswoić z tragedią.
Zostają Nam wspomnienia, zdjęcia, opowieści, pamiątki.
Zatrzymajmy się dziś.. przemyślmy co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze.
Nie zostawiajmy niczego na później.. spełniajmy swoje marzenia.. bądźmy dla siebie dobrzy.
Nie przypuszczałam, że w wieku 24 lat zostanę mamą. I to dwukrotnie. Nigdy też nie przypuszczałam, że w tak młodym wieku będę musiała zmierzyć się ze śmiercią swoich dzieci.. ktoś powie, że to tylko poronienie. W pierwszym przypadku ciąża była na tyle zaawansowana, że po porodzie mogłam przytulić swoje maleństwo, które miało 12 centymetrów. W drugim niestety nie miałam takiej możliwości..
Zostały mi tylko zdjęcia z usg.. I ta jedna chwila z malą kruszyną.. krótko. Stanowczo za krótko.
Kiedyś marzyłam o tym by biodro nigdy nie bolało.. teraz marzenia mają zupełnie inny wymiar.Niektore z nich nigdy się nie spełnia. Bo przecież nie da się ożywić umarłych.. Ale nie oznacza to, że mam przestać marzyć. Zawalczmy o to co dla nas najważniejsze.
Pamiętajmy o naszych bliskich, którzy są już tam.. na górze. Ale przede wszystkim pamiętajmy o sobie.. Bo my mamy jeszcze szansę na jakąkolwiek zmianę.
Ile jeszcze tej zimy prawie tego lata ? :(
pogoda nas zawiodła w tym roku ale wszystko ma swoje plusy... może zdążę z formą na lato :D
biodro dokucza.. materiał piekielnie zmęczony daje mi do zrozumienia, że mam zwolnić.. ale ja nie chcę wolę gonić za marzeniami i praca niż siedzieć w domu i rozmyślać.. na dobre mi to nie wychodzi.
dziś był już gorący prysznic, maść przeciwbólowa i tabletki.. teraz jest łóżko, masaż i Brutus. Dziś dzień lenia.. nadrabiam zaległości książkowe... może boleć przestanie;) obiecałam się oszczędzać a wyszło jak wyszło.. więc postaram się postarac :)
Ja tu ciągle jestem ;) miło, że ktoś tu jeszcze zagląda..
U mnie sporo się dzieje.. nowy etap w życiu.. przeprowadzka.. sporo ważnych decyzji. Ale o wszystkim opowiem niedługo.
Biodra mają się dobrze.. lewe dokucza bo się nie oszczędzam ale obiecuję poprawę ;)
Dziś kilka słów dla Karoliny, która do mnie napisała..
Kochana witam w gronie Ganzowiczow :) będzie to wspaniała przygoda.. będzie mnóstwo bólu, zwątpienia i gorszych chwil ale warto by dotrzeć do momentu gdzie będziesz mogła spokojnie odetchnąć i pomyśleć, że wiele za Tobą ale o wiele więcej przede Tobą.. na szczęście to droga do lepszego zdrowia i życia bez bólu.
Biodro prawe marudzi.. lewe jeszcze troszkę wytrzyma. Zrobię wszystko by odwlec w czasie to co nieuniknione ;)
Do przyszłego lata mam być super szprychą i musze wcisnąć się w ten wymarzony dwuczęściowy kostium w grochy :D więc nie mogę dać się uziemic na pół roku :) od ponad miesiąca nadal Gdańsku.. strasznie mi się tęskni za wszystkimi :(
Miałam napisać o smutkach ale po co się bardziej dołowac? :)
Ida święta... juz na myśl o nich mi źle :D jakoś w tym roku nie wyobrażam sobie rodzinnej Wigilii.. ale może stanie się cud :) wierzycie w cuda ? Ja już nie...
udanego wtorku :)
Hmmm.. czasem w naszym życiu całkiem niespodziewanie pojawiają się baaardzo pozytywne osoby, które swoim zachowaniem i sposobem bycia zmieniają nam cały światopogląd. Takie osoby to Perełki w naszym życiu... wnoszą wiele nowego.. wiele dobrego... skłaniają do rozmyślań. W moim przypadku Osoba ta wzbudza we mnie bardzo różne emocje.. czasem trudno Nam się zrozumieć... jednak mam nadzieję, że będę miała okazję na bliższe poznanie trudnego charakteru i przekonanie, że życie nie jest ani czarne ani białe ani szare.. tylko jest nieco barwniejsze .
Co do biodra.. nie oszczędzałam i mam za swoje.. dziś poczułam co to znaczy nagła zmiana pozycji.. za szybko chciałam się odwrócić.. poczułam wewnętrzny ból... nie brakowało mi tego.
Miło wiedzieć , że ktoś mnie jeszcze czyta :) kilka dni temu napisała do mnie koleżanka, która za kilka dni dołączy do szerokiego już grona Ganzowiczów.. serdecznie witam ją w tym gronie :)
Chyba każdy kto już odbierze magiczny telefon z Otwocka z dokładnym terminem operacji zaczyna panikować i się stresować .. ale to reakcja zupełnie normalna. Sięgam pamięcią do tych nocnych
poszukiwań czegokolwiek na temat operacji, choroby.. stanu po :) mnie pomogła rozmowa z Łukaszem z forum Bioderko, blog Katji i wsparcie bliskich :) wiedziałam co mnie czeka.. jechałam z nastawieniem, że będzie strasznie.. pani Góra Lodowa w recepcji.. dr. Lisiecka :D teraz się uśmiecham ale wtedy nie było mi do śmiechu.. byłam zestresowana.. przerażona.. i najstarsza na moim oddziale bo z racji tego, że do 18stki brakowało mi 31 dni musiałam leżeć na dziecięcym oddziale :D do tej pory pamiętam imiona wszystkich koleżanek z sali..
przyjęta zostałam we wtorek 18.01.2011r a operację miałam 24.01 . Te kilka dni traktowałam jak krótkie wakacje, na których mogłam się wyleżeć do bólu pleców i tyłka..
23.01 czyli dzień przed operacja przyjechała do mnie mama, która została ze mną na te kilka dni, które miały być bardzo trudne i bolesne.
Od 15 głodówka.. potem czopek :D od północy nawet kropelki wody.. od rana pobieranie krwi.. krzyżówki i tym podobne niezbyt miłe rzeczy.. no i w końcu magiczna godzina 16.. byłam przedostatnia w kolejce na blok operacyjny. Przyjechały po mnie miłe panie pielęgniarki i zabrały mnie piętro wyżej .. wjechałam na blok.. czekała mnie krótka rozmowa z panem anestezjologiem no i w końcu podanie znieczulenia pomiędzy kręgi kręgosłupa.. nie bolało tylko delikatnie uszczypało ;) poczułam ciepło rozchodzące się po ciele i po kilku minutach nie czułam już nic od szyi w dół :) pielęgniarka smarowała mi nogę jodyną majtając moją nogą w jedną i drugą stronę śmieszne uczucie gdy tego nie czujesz :D zastanawiasz się czy to Twoja noga :) do lewej ręki przyczepili mi ciśnieniomierz do prawej zrobili dodatkowe wkłucia no i podłączyli kroplówki.. założyli cewnik ... zasnęłam na 15 minut.. obudziło mnie przeraźliwe zimno, po lewej stronie miałam monitorek i widziałam co nieco, przede mną kurtynka :D pode mną stół trząsł się pod wpływem narzędzi czyli młoteczka, wiertarki jakiejś piłki :D słyszałam wszystko.. byłam świadoma co tam się dzieje ale nic nie czułam :) rozmawiałam z profesorem na temat szkoły, planów na ferie.. wakacje i jakoś mineło 2.5 godzinki.. w końcu usłyszałam słowa : "no to gotowe... teraz tylko pani doktor ładnie zaszyje i do łózka odpoczywać " . Profesor ma idealne podejście do pacjenta.. wie co powiedzieć w danym momencie by pocieszyć, rozśmieszyć i pomóc uwierzyć, że będzie dobrze. Wyjeżdżając z sali operacyjnej pomachała mi jakaś miła pani :) wszystko było takie jakby mi się przyśniło.. zero bólu.. stresu,.. wszystko minęło. Przewieźli mnie na sale pooperacyjną gdzie moja mama nie mogła mi towarzyszyć więc troszkę sie rozkleiłam.. poza tym znieczulenie puszczało i było mi strasznie zimno. Straciłam trochę krwi więc trzeba było ja uzupełnić.. dostałam najpierw jedną jednostkę ( tragiczne uczucie.. nie dość, że Ci zimno to jeszcze przy wtłaczaniu krwi jest ona chłodniejsza i jest to bardzo nieprzyjemne uczucie jak rozchodzi się po wszystkich żyłkach... wrrr :D
Zasnęłam obudziłam się tylko by poprosić o zastrzyk przeciwbólowy bo wszystko zaczynało boleć..
Rano zostałam przewieziona na RTG i musiałam się przetransportować na inne łóżko.. wymęczyło mnie to strasznie..
Wróciłam na sale i pierwsze co to zaczęłam jeść :D byłam tak panicznie głodna jak nigdy w życiu :D potem odwiedziło mnie moje Kochanie z kwiatkami :) milusio :D
Pierwsza pionizacja.. usiadłam na łóżku.. ( już byłam spocona ze zmęczenia ) wstałam.. i usiadłam . Czułam ból ale nie był to ból taki, który mnie męczył przez tak długi okres czasu tylko to był ból pooperacyjny.. wszystko było opuchnięte, świeże i delikatne.. szwy ciągnęły, cewnik przeszkadzał, dren denerwował. Położyłam się, zmienili mi opatrunek.. pogadałam z mamą i Jackiem i zasnęłam. Na drugi dzień pionizacja, poprawna nauka chodzenia z balkonikiem potem kule. Miałam straszne wyniki badań krwi.. sok z porzeczek piłam litrami byleby tylko wyjść ze szpitala.. Następnego dnia na obchodzie profesor powiedział, że jesli pokonam dziś schody jutro wyjdę do domku :) strasznie się ucieszyłam. Po śniadanku ogarnęłam się.. poczekałam na panią Anię i na korytarz :D chciałam jak najszybciej pokonać schody i wrócić do domku... po korytarzu chodziłam bez problemu.. byłam już w drodze powrotnej na sale gdy poczułam, że mi słabo.. i odpłynęłam.. Pani Ania rehabilitantka na szczęście była obok i nic poważnego się nie stało. Wózkiem dojechałam na salę.. na łóżko i kroplóweczka. Ale schodów nie odpuściłam.. przespałam się godzinkę i wróciłam na korytarz.. schodek po schodku zaliczyłam pierwszy test sprawności - schody :D byłam z siebie strasznie dumna.. ale wiedziałam też, że kosztuje mnie to zbyt wiele.. że nie powinnam się aż tak forsować. Na salę wróciłam wymęczona ale szczęsliwa. Wieczorem dostałam gorączki i nie byłam juz taka szczęśliwa bo wiedziałam, że nie wyjdę do domku.. :( po smutnej nocy przyszedł obchód i po rozmowie z profesorem, który usłyszał jak dzielnie walczyłam ze schodami cieszyłam się jak dziecko :D wracam do domku :D podróż do domu była próba czasu... i testem dla biodra czy da rade wytrzymać w jednej pozycji 2,5 godzinki. Cięzko było.. wnieśli mnie po schodach i położyli do łózka :) brakowało mi domowej atmosfery..
Po przemyśleniach stwierdziłam, że warto było przejść przez to wszystko.. cały ten operacyjny zgiełk był lepszy od 5 lat bólu z niewiadomej przyczyny :)
Dziś jestem zadowolona.. o operacji przypominam sobie wtedy gdy się przemęcze lub spojrzę na bliznę, która jest cienką 13cm kreseczką :)
Boli czasem ale chyba wszyscy mamy świadomość, że ma prawo boleć .
Ja wiem , że dam się pokroić jeszcze raz.. by drugie biodro było w pełni sprawne. Moja przygoda z osteotomią jeszcze się nie skończyła.